Od czasu, gdy dowiedzieliśmy się, że na indonezyjskiej wyspie Java mieści się magiczny wulkan Ijen, który w nocy świeci niebieskim światłem, zapragnęliśmy to zjawisko ujrzeć na własne oczy.
Lokalnym autobusem w klasie drugiej…
Na Javę postanowiliśmy dostać się lokalnym autobusem z Bali, najtańszą możliwą formą transportu. Wiedzieliśmy, że może nie być łatwo, ale zaoszczędzone $$$ dawały nam siły i chęci do działania. Z przymrużeniem oka, jednak wciąż na świeżo wspominamy dzień naszej podróży. Przede wszystkim niska cena w kasie biletowej od razu podskoczyła do góry, dla samego faktu, że jesteśmy turystami. Jednak nie daliśmy się zwieść, „economy bus ticket” był dostępny i kosztował nas 90000IDR za osobę, wliczając w to prom, a następnie dojazd do miejscowości Banyuwangi. Zostaliśmy pokierowani do przyzwoitego, dużego autokaru, w którego luku bagażowym mogliśmy ukryć wszystkie nasze toboły. Uśmiechnięci i radośni przybiliśmy sobie piątkę.
Podróż z Bali na Javę czas zacząć!
Ale nie tak prędko! Autobus ruszył, przejechał może 200m i zostaliśmy zaproszeni do przesiadki w inny, bardziej rozklekotany pojazd. W środku było duszno, głośno, każdy pasażer palił papierosa, a z głośników leciała strasznie głośna muzyka, z przesterowanymi basami. Procedura pakowania naszych walizek została powtórzona, a my ze smutniejszymi minami zajęliśmy miejsca w środku busa. Wydawał się pełny, jednak kierowca cały czas czekał na nowych pasażerów. Po około 30 min ruszyliśmy, by zatrzymać się jeszcze co najmniej pięć razy, na krótkim odcinku drogi. Był to moment pierwszego załamania nerwowego, gdyż nie byliśmy pewni czy w ogóle gdzieś damy radę dojechać. Po kilkudziesięciu minutach postoju na poboczu ruchliwej drogi okazało się, że czekaliśmy na inny, duży autobus, aby jego pasażerowie dosiedli się do nas! I już mogliśmy ruszyć w stronę Javy. Niestety, jak się okazało, autobus zbierał jeszcze ludzi z pobocza różnych dróg, a oni zajmowali miejsca na środku pojazdu, na plastikowych stołeczkach, ciasno do siebie przylepieni. Przez długi czas byliśmy jedynymi turystami pośród rzeszy lokalnych ludzi, jednak w którymś momencie dosiadła się para turystów z Białorusi. Zrobiło nam się na sercach lżej! Ruszyliśmy.
Dotrwaliśmy do przesiadki na prom!
Trasa trwała około 4-5h, przy czym prawie każdy palił papierosy, gasząc je na podłodze i od razu odpalając następnego. Nie było klimatyzacji, jedynie niewielkie, lekko uchylone okna dawały powiew świeżości. Nawet pogoda nie współpracowała. Słońce bezlitośnie grzało w szybę autokaru i utrudniało nam podróż. Dojechaliśmy do miejscowości, w której bus wjeżdża na prom i co? Do pojazdu weszło jeszcze kilka osób handlujących różnymi przekąskami. Bardzo wiele razy powtórzyli co mają w swojej ofercie. Byliśmy wyczerpani, ale przyszedł moment wytchnienia – opuszczenie autobusu i wejście na pokład promu. Ależ było przyjemnie. Ale to nie koniec!
3 komentarze
Bardzo fajna wycieczka , autobusem to chyba wsędzie jest taniej a tutaj dodatkowo atrakcja , bo poruszamy sie jak tubylcy…
Ahh, patrząc na widok za oknem to sama chciałabym się ruszyć gdzieś … 😀
Dla mnie to mega egzotyczne miejsce.