Wschód Słońca nad Bromo

Java to bezsprzecznie przepiękne miejsce! Wulkan Ijen mieści się na wschodnim krańcu wyspy i można do niego obrucić z Bali w 24h.

My chcieliśmy jednak jeszcze trochę poodkrywać Jave. Wyruszyliśmy lokalnym pociągiem do Probolinggo. To był nasz punkt wyjściowy wyprawy do parku narodowego Mt Bromo, a jest tam co oglądać. Dla nas było to jedno z nabardziej malowniczych miejsc jakie widzieliśmy w Indonezji.

Bromo to najmłodszy z 5 wulkanów znajdujących się w gigantycznej kalderze Tengger. Razem tworzą doprawdy niespotykaną scenerie.

Droga z Probolinggo do Cemoro Lawang.

Dostanie się z Probolinggo do wioski Cemoro Lawang, która znajduje się na krawędzi kaldery wymagało nieco cierpliwości. Oczywiście, można wziąć taxi za minimum 500 000 IDR i się nie przejmować, ale znacznie taniej wychodzi transport publiczny. Najpierw musieliśmy się przedostać z dworca kolejowego na autobusowy. Gdy tylko wyszliśmy z pociągu dopadły nas dworcowe cwaniaki i proponowały podwózkę na autobus. Postanawiamy jednak zaczerpnąć informacji w oficjalnym stoisku turystycznym miasta, po drugiej stronie ulicy. Okazuje się, że zaproponowano nam cene 10 krotnie zawyżoną i taraz, po wizycie w informacji kierowcy godzą się nas zabrać bez mrugnięcia okiem za 5000 IDR.

Lokalnym busem pod samo Bromo!

Busy pod wulkan Bromo kosztuje zawsze 525.000 IDR (rok 2017), a koszt rozkłada się pomiędzy wszystkich pasażerów. Podróżnicy czekają więc, aż uzbiera się dość osób, żeby cena była przystępna. Po 2h jest nas już 14 osób i decydujemy się na odjazd i opłatę 37500 IDR od osoby. Wszyscy pasażerowie wsiedli, a bagaż został przywiązany na dachu. Okazało się jednak, że kierowca nie może odpalić pojazdu. Zwołał koleżków z okolicy, żeby pomogli mu pchać samochód wyładowany po brzegi turystami i bagażem. Po chwili silnik zaskoczył i myśleliśmy, że już odjedziemy. Okazało się jednak, że jeszcze musimy zatankować. Kierowca czilował i palił papieroski, gdy czekaliśmy tyle czasu i nie przyszło mu do głowy, żeby wcześniej przygotować pojazd do odjazdu. W Indonezji trzeba się uzbroić w cierpliwość.

Bromo National Park

Przejazd do Cemoro Lawang trwał 1,5 godz i każdy musiał zapłacić za wstęp do wioski 10000 IDR. Jeśli zdecydujesz się na zorganizowaną wycieczkę, to musisz także kupić bilet wstępu do parku narodowego 220.000 lub 320.000 IDR zależnie czy w tygodniu, czy w weekend. Bilet ważny jest tylko jeden dzień, więc jeśli chcesz zobaczyć zachód słońca w pierwszy dzień, a wschód w drugi to powinieneś zapłacić dwa razy. Niesłychanie drogo jak na Indonezje, oczywiście miejscowi płacą 1/10 ceny. Słyszeliśmy jednak, że można zejść boczną drogą do wulkanu i ominąć kasy. My weszliśmy do parku dwa razy i dwa razy za darmo, i spotkaliśmy innych podróżników postępujących tak samo.

Odkryj Bromo na własną rękę!

Wyruszcie na szlak sami, bądźcie swoimi własnymi przewodnikami, a zaoszczędzicie kupe forsy. Do krateru Bromo doszliśmy na zachód słońca i byliśmy praktycznie jedynymi ludźmi w zasięgu wzroku. Zorganizowane wycieczki zabierają jeepami turystów na wschód słońca, a później na krater Bromo. Przez to większość ruchu odbywa się we wczesnych godzinach porannych, a po południu okolica pustoszeje. Idąc samemu na piechotę, nie tylko oszczędzasz pieniądze, ale też możesz się cieszyć otoczeniem praktycznie w samotności. Na trasie na punkt widokowy jest wiele miejsc do zatrzymania się i pocykania fotek i tylko ty zdecydujesz, gdzie chcesz się zatrzymać. Tak lubimy najbardziej!

Spacer na wulkan Bromo.

Na noc zarezerwowaliśmy pokój w Yog Homestay za 200.000 IDR. Zdaje się, że ceny poszły znacznie w góre w ciągu paru ostatnich lat, gdy Bromo stał się jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji turystycznych na wyspie. Zaledwie kilka kroków od hostelu znajdowała się krawędź kaldery Tengger, a w oddali na jej dnie wznoszą się wulkany Bromo i Batok. Niesamowity widok, dosłownie zaparło nam dech w piersiach. Ze względu na stale wydobywający się z wulkanu dym wydaje się, że cała dolina wypełniona jest mgłą. Spotkaliśmy parę turystów, którzy podzielili się kilkoma wskazówkami i pomogli nam zrealizować nasz plan wejścia do parku narodowego za darmo.

W stronę dna krateru…

Udaliśmy się na piechotę drogą w stronę punktu widokowego wykorzystywanego przez wszystkie wycieczki w trakcie wschodu słońca, a po chwili skręciliśmy przez malownicze poletka i kontynuowaliśmy ścieżką wzdłuż krawędzi kaldery. Idylliczne, rolnicze plenery graniczą z surowym wulkanicznym krajobrazem. Cykamy co chwilę fotki i w końcu trafiamy na ścieżkę trawersującą zbocze i prowadzącą na dno krateru. Od teraz spacer wygląda zdecydowanie inaczej, a zielone, pełne roślin pola zmieniły się w szary, unoszący się przy każdym kroku wulkaniczny pył.

Kierujemy się na przełaj przez czarne piaski wprost na wulkan Bromo. Zdaje się, że naszej ścieżki używają także konie, bo co jakiś czas widzimy dowody ich obecności 😀 Po 1,5 godziny od opuszczenia hostelu docieramy do świątyni hinduistycznej u podnóża Mt Batok. Słońce właśnie zaczynało zachodzić, a ciepłe kolory rozlewały się po okolicy. Idealna pora dla fotografa. Po kilku minutach docieramy do schodów prowadzących w górę – na wulkan Bromo. Z każdym pokonanym stopniem nasila się hałas dobiegający z krateru. Szum z wnętrza ziemi przypomina odgłosy lawiny lub ruchliwej autostrady. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w niedawnej erupcji w 2004 roku zginęły 2 osoby, więc odczuwaliśmy pokorny respekt przed potęgą Matki Ziemi.

Widoki ze szczytu wulkanu Bromo są oszałamiające, a kolory zachodzącego słońca dodają im jeszcze więcej magii. Byliśmy zachwyceni urokiem tego miejsca, a także poczuliśmy, że wszystko jest możliwe. Wystarczy zrobić pierwszy krok, a potem cierpliwie podążać swoją ścieżką, a marzenia wkrótce przemienią się w piękne wspomnienia. Park Narodowy Bromo to jedno z najwspanialszych miejsc jakie odwiedziliśmy.

Krótko po 17:30 zaczęło już się robić ciemno, więc postanowiliśmy szybko wracać tą samą trasą, obawiając się, że po ciemku nie trafimy na naszą ścieżkę. Udało się bez problemów. W ciągu naszego spaceru spotkaliśmy zaledwie 6 innych osób, tuż przy kraterze Bromo. Przez większość dnia mieliśmy te niesamowite widoki praktycznie na wyłączność i to nam odpowiada najbardziej. Po powrocie do Yog Homestay staraliśmy się jak najszybciej pójść spać, bo na rano mieliśmy zaplanowaną kolejną przygodę – obserwowanie wschodu słońca.

Dusk at volcanic wasteland

Just conquered Bromo together

Wschód słońca

Pobudka 3:30. Wyruszamy tą samą drogą co wczoraj. Początkowo asfaltowa droga przemienia się w drogę bitą, gdy dziury przejmują kontrolę nad zdezelowaną nawierzchnią. Nie mamy latarek, ale używamy tych w telefonach i dajemy radę. Kilku motocyklistów oferuje nam podwiezienie, ale grzecznie odmawiamy i zapewniamy ich, że lubimy chodzić. Po godzinie docieramy do miejsca, gdzie są zaparkowane pierwsze jeepy i motory. Trwa oczekiwanie na wschód słońca, sprzedają Nasi Goreng i herbatkę, gra głośna muzyka. Nie tego oczekiwaliśmy, choć miło wiedzieć, że nie jesteśmy sami w ciemnościach. Ruszamy wyżej, a droga zmienia się w schody. Po chwili trafiamy na kolejny punkt widokowy, także pełen ludzi. Uprzejmy miejscowy wskazuje nam wąską ścieżkę przez zarośla wiodącą w górę. Miejscami jest ona zarośnięta i stroma. Mijamy kilka dobrych miejsc, po prostu wydeptanych placyków ze wspaniałym widokiem. W końcu wybieramy idealny dla siebie i rozstawiamy statyw i rozpoczynamy kręcenie filmików poklatkowych.

Chociaż nie doszliśmy na sam szczyt, to zdecydowaliśmy się zostać w tym punkcie, ponieważ mieliśmy go na wyłączność. O 5 rano  za naszymi plecami zaczęło świtać, a ciepłe kolory powoli zalewały znajdującą się przed nami kalderę i wulkany. Cóż za niesamowite przeżycie, to chyba najwspanialszy wschód słońca, jaki było nam dane podziwiać. Noc i poranek były dość zimne, cieszyliśmy się z naszych puchowych kurtek i czapek. Po nacieszeniu się widokiem i setkach zdjęć ruszamy dalej w górę. Docieramy na tzw King Kong Hill lookout (nazwa jak dla mnie z czapy). Większość jeepów już odjechała i widzimy w oddali jak się tłoczą dziesiątkami u podnóża Bromo. Wspominamy, jak dzień wcześniej po południu mieliśmy go praktycznie na wyłączność. Robimy kolejne zdjęcia i około 7:30 zaczynamy schodzić.

Droga powrotna do wioski Cemoro Lawang.

O 8:15 jesteśmy już na dole, zejście było znacznie szybsze. Trafiamy na nasz prywatny punkt widokowy pośród pól i cieszymy się widokami w pełnym słońcu. Dopisuje widoczność, nie jest tak mgliście jak w dzień poprzedni. Na 10:00 zarezerwowaliśmy transport powrotny do Probolinggo i tam przesiadkę w autokar do Surabaji. To było uspokajające uczucie wiedzieć, że wszystko już mamy zaklepane i nie będziemy musieli się szamotać z naciągaczami. Za transport z Cemoro Lawang do Surabaji zapłaciliśmy 75000 IDR od osoby. Jemy pyszne śniadanko w pobliskim Warungu i gdy docieramy do hostelu o 9:20 okazuje się, że kierowca już na nas czeka. To niespodziawany obrót wydarzeń 🙂 Szybko zabieramy nasze bagaże i ruszamy po kolejnych 13 pasażerów.

Z Probolinggo do Surabaji

O 12 jesteśmy w Probolinggo i po krótkim zamieszaniu zostajemy skierowani do autokaru, który zatrzymał się dla nas na poboczu ulicy. Autokar jet czysty i klimatyzowany i po 2 godzinnej drzemce budzimy się w mieście Surabaya. To nasz ostatni przystanek w Indonezji. Z miejscowego lotniska rozpoczynamy naszą podróż do Polski. Po roku pełnym przygód cieszymy się na powrót do domu, ale kolejne podróżnicze plany już się czają z tyłu głowy 🙂

Panoramic picture of Bromo taken with DJI Phantom 4 drone

-7.9424936112.9530122

Related posts

Malta na styczniowy wypad

Torres del Paine – najpiękniejszy zakątek Patagonii?

Piesze wędrówki w Patagonii – Base de las Torres del Paine

4 komentarze

Mario 23 sierpnia, 2017 - 4:43 am
Bardzo ciekawa opowieść czułem się jakbym był razem z Wami i dzięki temu zobaczyłem kawałek świata bez wyjazdu z Polski!!
aniani 7 grudnia, 2017 - 11:48 am
Cudownie, moze kiedys uda sie mi odiwedzic to miejsce :)
monicabialucci 7 grudnia, 2017 - 11:59 am
Jakie widoki! Piękna przygoda! :)
Justyna przez Pogoda-Bielan 8 grudnia, 2017 - 11:12 am
Cudne widoki :) miejsce które chciałabym kiedyś odwiedzić ;)
Add Comment