Puerto Natales
Chcąc odkryć słynny Park Narodowy Torres del Paine dotarliśmy do surowej, południowej Patagonii. Przelecieliśmy tanimi liniami Sky Airlines z Santiago do Punta Arenas, a stamtąd ruszyliśmy autokarem do miasteczka Puerto Natales.
Jest to węzeł turystyczny, który służy turystom z całego świata jako punkt wypadowy w piękne góry. Małe miasteczko jest bardzo malownicze i bardzo przypominało nam Norwegię. W trakcie naszego pobytu zależało nam na podejściu pod słynne wieże, którym park zawdzięcza swoją nazwę.
Naszą wędrówkę opisaliśmy tutaj. Chcieliśmy jednak spędzić więcej czasu w tym niesamowitym miejscu zanim ruszymy dalej w stronę Argentyny. Zdecydowaliśmy się na jednodniową wycieczkę, która zabrała nas w kilka wspaniałych punktów rozsianych dookoła masywu górskiego. Polodowcowe jeziora, dzikie guanako, wodospady, lodowce i przecudowne góry! To wszystko sprawiło, że ten dzień był wyjątkowy.
Wjazd do Torres del Paine
Park Narodowy jest oddalony od Puerto Natales o 2 godziny drogi samochodem lub autobusem. W miarę jak się do niego zbliżaliśmy, majestatyczny masyw górski rósł na horyzoncie. Wjeżdżając od zachodu najpierw podziwiamy trzy szczyty Torres del Paine, którym cały park zawdzięcza swoją nazwę. Zatrzymaliśmy się nad największym jeziorem okolicy – Lago Sarmiento, gdzie mogliśmy podziwiać granie, które widzieliśmy z bliska dzień wcześniej.
Guanako i Laguna Amarga
W drodze do wejścia do parku, mijaliśmy stada dzikich guanako. To kuzyni lam i alpak, które dobrze poznaliśmy w Peru. Ten gatunek zamieszkuje zimniejsze, surowe regiony Patagonii. Tutaj zwierzęta muszą zmagać się z niezwykle silnymi wiatrami i surowymi zimami. Nawet okoliczne drzewa są powyginane od stałego naporu powietrza. Na szczęście nasz przewodnik zarządzał częste postoje, więc mogliśmy wysiąść z busa i spokojnie sfotografować pasące się guanako. Kolejny punkt widokowy znajdował się na wzgórzu, nad jeziorem Laguna Amarga. Kolor wody jest w nim niezwykle zielony, bo jest ono zasilane wodą z lodowców, która niesie ze sobą dużo skalnego pyłu i minerałów.
Masyw Cuernos del Paine
Wjeżdżając dalej w Park Narodowy Torres del Paine dostrzegliśmy, jak szybko zmieniają się widoki. Z każdej strony masyw górski wygląda inaczej, ale równie imponująco. Zostawiliśmy za sobą wieże, a przed nami wyrastały Cuernos del Paine czyli Rogi. Szczyty te są wyjątkowo wyżłobione przez potężne lodowce. Wystrzeliwują wysoko w powietrze i sprawiają wrażenie dwukolorowych.
Wodospad Salto Grande
Czekał nas również krótki spacer do wodospadu Salto Grande. Również on zasilany jest wodą z lodowców i cechuje się intensywnym kolorem. Tuż obok niego rozpościerał się fantastyczny widok na góry i zalegające na ich szczytach lodowce. Nie mogliśmy oderwać od nich oczu. Silny wiatr bardzo starał się nas stamtąd przegonić i uniemożliwiał użycie statywu.
Jezioro Pahoe
Następnie skierowaliśmy na się pole namiotowe nad jeziorem Pahoe, gdzie mieliśmy zaplanowaną przerwę na lunch. Jedzenie trzeba było mieć swoje. Jest to cudowne miejsce z jednym z najlepszych widoków na Cuernos del Paine i jeśli kiedyś tu wrócimy, to zdecydowanie chcielibyśmy spędzić tutaj noc, żeby móc w spokoju podziwiać wschód i zachód słońca nad jeziorem. Ściana gór na przeciwnym brzegu lazurowej wody jest tak niesamowita, że po prostu zwala z nóg.
Lago Grey
Trzecim “sektorem” parku, który odwiedziliśmy było jezioro Lago Grey. Z parkingu udaliśmy się ścieżką, która po 15 minutach doprowadziła nas nad brzeg jeziora. Pływały w nim krystalicznie niebieskie góry lodowe, które oderwały się od Lodowca Grey. Choć nie widzieliśmy stąd samego lodowca, to jego obecność była wyraźnie zaznaczona.
Całe jezioro zostało wyżłobione, gdy stopniowo się wycofywał. Jest on fragmentem Lądolodu Patagońskiego Południowego, który jest trzecim największym obszarem pokrytym lodem na Ziemi po Antarktydzie i Grenlandii.
Mogliśmy podejść blisko, do samej wody. Oprócz olbrzymich lodowych gór w oddali napotkaliśmy mniejsze odłamki, które fale wyrzucały na brzeg. Widoku dopełniały góry masywu del Paine, których ośnieżone szyty górowały nad jeziorem.
Co dalej?
Wyjeżdżając z parku zatrzymaliśmy się nad Lago del Toro, żeby jeszcze przez chwilę pocieszyć się widokiem na jeden z najbardziej malowniczych masywów górskich na naszej planecie. W oddali górowały szczyty Cuernos del Paine, a woda miała niesamowity zielony kolor. Ten obraz na długo zapamiętamy. Czekało na nas jeszcze dużo przygód i atrakcji. Nazajutrz mieliśmy zarezerwowany autokar do Argentyny, do El Calefate. Sąsiednia strona Patagonii uchodzi za równie piękną i nie mogliśmy odpuścić okazji do osobistego sprawdzenia jej uroków.