Wstaliśmy o 3:30 i po pół godziny przecierania zaspanych oczu wspólnie udaliśmy się do pierwszego punktu kontroli na trasie do Zaginionego Miasta. Musieliśmy zaczekać do 5 rano, kiedy to strażnicy zaczęli sprawdzać paszporty i bilety. Po przekroczeniu mostu czekało nas 1700 schodów do pokonania, przed właściwym wejściem na teren ruin.
Na tym ciasnym odcinku ma miejsce jakiś chory wyścig, gdzie nieustannie czujesz na plecach czyjś sapiący oddech. Ludzie pędzą i przeciskają się po wąskich stopniach, byle do przodu. Ostatecznie nic im to nie daje, bo wejście do miasta jest możliwe od 6:00.
Idąc spokojnie swoim tempem doganiamy nadgorliwych czekających przy bramkach. Do tego punktu można również dotrzeć autobusem za 12 USD z miasteczka u podnóża góry. Motywem pędzenia na łeb na szyje po schodach jest zobaczenie miasta Inków, zanim zaleje je fala turystów.
Nie miało to sensu, bo tego poranka Machu Picchu skrywało się w porannej mgle, która powoli uniosła się do góry w ciągu kolejnej godziny. Widok miał dzięki temu inny, mistyczny niemal wymiar. Przez pierwszą godzinę zwiedzaliśmy wspólnie z naszą ekipą Szalonych Alpak słuchając opowieści przewodnika. W międzyczasie polepszała się widoczność, a w końcu nic nie zasłaniało miasta.
Machu Picchu jest podzielone na dwie części. Pierwsza, która była zamieszkiwana przez rolników składa się z licznych tarasów. Właśnie stamtąd rozpościera się słynny widok na drugą część miasta świątynno-administracyjną, zamieszkiwaną niegdyś przez elity, a dziś rozpoznawaną z pocztówek. Tamta część jest zdominowana przez duże grupy z przewodnikiem i wydaje się bardziej zatłoczona. Warto jednak przyjrzeć się dawnym świątyniom z bliska. Napotykamy też lamy, które zastępują w tym miejscu kosiarki do trawy ?.
Podczas zwiedzania obowiązuje ruch w jednym kierunku, więc gdy przejdziecie do drugiej części już nie będziecie mogli wrócić na tarasy bez opuszczania obiektu. Obecnie bilet pozwala na dwa wejścia. Po pierwszym obchodzie z przewodnikiem wykorzystujemy nasz drugi wstęp do powrotu na tarasy i zrobienia zdjęć ze słynną panoramą miasta, teraz już w niezakłóconej widoczności.
Jeśli chcemy zobaczyć Machu Picchu z góry zasadniczo mamy 3 możliwości. Wstęp na jedną z gór Montaña Machu Picchu lub Wayana Picchu jest ograniczony do 400 osób dziennie, dodatkowo płatny i koniecznie trzeba go zarezerwować z wyprzedzeniem. Na śmiałków czeka stroma wspinaczka i dodatkowe, kolejne 2000 schodów.
Nie wdrapywaliśmy się na te szczyty ze względu na dosyć ograniczony czas. O 15:00 mieliśmy bus powrotny z Hydroelektryki do Cusco, więc oprócz schodów w dół czekałoa na nas jeszcze trasa 10 km wzdłuż torów. Robiąc Salkantay Trek dobrym pomysłem wydaje się zarezerwowanie wieczornego pociągu powrotnego, który jest drogi, ale dzięki temu będziecie mieli więcej czasu w Machu Picchu.
Jeśli nie mamy biletów wstępu na okoliczne góry, a chcemy zobaczyć podobny widok to nic straconego! Za darmo możemy podejść godzinę do Bramy Słońca, która jest miejscem na Inca Trail, skąd podziwia się poranek nad Machu Picchu. Widoki są bardziej panoramiczne i oprócz miasta widzimy zakola rzeki w dole i otaczające je Andy. Pięknie!
W czasie 5 godzin w miarę nacieszyliśmy oczy widokami i około 11:30 musieliśmy rozpocząć naszą drogę powrotną. W barze na końcu torów spotykamy się z zadowoloną ekipą, z którą spędziliśmy ostatnie 5 dni. Już czeka na nas bus, który zabiera nas w 6 godzinną podróż do Cusco.
23 komentarze