Wycieczka do Paracas
W pobliżu Oazy – Huacachina, w której się zatrzymaliśmy, znajdują się wyspy znane potocznie jako “Galapagos dla ubogich” – Islas Ballestas. Zdecydowaliśmy się wybrać tam na wycieczkę za 60 soli, w którą wliczony był 2h rejs wokół wysp. Z Oazy do Paracas jechaliśmy godzinę busem, po czym zostaliśmy przepchnięci przez kolejne kasy biletowe i tłum turystów, aby w koncu trafić na małą, zatłoczoną łódeczkę. Pozory bezpieczeństwa zostały jednak zachowane, każdy otrzymał kamizelkę bezpieczeństwa.
Geoglif
Pierwszą atrakcją podczas rejsu był starożytny geoglif, stworzony przez cywilizację Paracas. Do dziś niewiadomo w jakim celu powstał ten mierzący ponad 140 metrów rysunek.
Niektórzy dopatrują się powiązania z pobliskimi liniami z Nazca, inni lądowiska kosmitów, lub mapy południowego nieba, a jeszcze inni…po prostu kaktusa.
Raj dla Ptaków
Po mroźnych 20 minutach rejsu przez pacyfik dotarliśmy do wysp, na których dosłownie roiło się od ptaków. Kormorany, pelikany i pingwiny pośród wielu innych gatunków upodobały sobie to miejsce, ze względu na bardzo bogate w pożywienie wody. A to dzięki zimnemu prądowi Humbolta płynącemu aż z Antarktydy. Podpływamy na tyle blisko, że aż cuchnie guanem, które gęsto pokrywa skały. Płynęliśmy wokół skalnych klifów, by podziwiać miliardy ptaków. W okolicy było także sporo lwów morskich, które leniuchowały na skałach po całonocnych łowach. Dwu godzinny rejs bardzo szybko nam zleciał, ale to nie koniec atrakcji.
Park Narodowy Paracas
Następnie udaliśmy się do Parku Narodowego Paracas. Otaczał nas pustynny, suchy krajobraz, który był miejscami zabarwiony na czerwono przez wulkaniczny piasek. Zaliczyliśmy punkt obserwacyjny, z którego widać dzikie flamingi. Ptaki te były jednak bardzo oddalone i pomimo obiektywu 140mm, nie za wiele zobaczyliśmy. Kolejne przystanki to dzikie, surowe plaże, nad którymi sterczały wysokie klify. Najpopularniejszy, “Cathedral” ulegl zniszczeniu przy trzesieniu ziemi, ktore nawiedziło Paracas w 2007 roku.
Czerwona plaża
Ostatnią atrakcją była słynna Czerwona Plaża – Playa Roja. Jej piasek rzeczywiście był czerwony, ale srogi, zimny ocean, wielkie fale i mocny wiatr nie zachęcały do kąpieli. Ostre słońce w połączeniu z wichurą zadziałało na nas wykańczająco. Wieczorem cieszyliśmy się z odpoczynku nad naszą wakacyjną, pustynną oazą.