Half Dome
W momencie w którym pierwszy raz zobaczyliśmy majestatyczną sylwetkę Half Dome’u podczas swojej pierwszej wizyty w Yosemite, postanowiliśmy go zdobyć.
Stroma, pionowa ściana wydawała się niedostępna. Wznoszący się na 2693 metry nad poziom morza szczyt pozostawał niezdobyty do lat 70 XIX w. Dzisiejszy 13 kilometrowy szlak jest dostosowany do poziomu przeciętnego miłośnika gór.
Wspinaczka po kablach
Teoretycznie, żeby móc pokonać ostatni jego odcinek – kable, które w praktyce są swoistą drabiną po niemal pionowej ścianie, niezbędna jest zgoda władz parku. Ze względu na niebezpieczeństwo (krążą plotki o nieszczęśliwcach, którzy zakończyli swój żywot w przepaści), ruch jest ograniczony do 400 osób dziennie. O pozwolenie można się ubiegać przez stronę internetową parku odpowiednio wcześniej lub w przeddzień wyprawy wcześnie rano też jest rzucana mała pula. Grożą sporymi karami za wejście bez zgody, może się też zdarzyć, że będą one sprawdzane przed ostatnim etapem podejścia.
Rozpoczęcie podejścia o północy…
My rozpoczęliśmy podejścia o północy, planowaliśmy dotrzeć na szczyt przed wschodem słońca. Droga ciągnie się w górę i w górę, czasami stromiej po schodach, czasami po prostu lasem. Jako, że było ciemno, dopiero w drodze powrotnej okazało się jakie wspaniałości mijaliśmy. Na razie słyszeliśmy jedynie szum rzeki. Gdy zbliżamy się do szczytu robi się co raz trudniej. Szlak dochodzi do granitowej skały i dalej prowadzi stromymi schodami. Mogliśmy sobie tylko wyobrażać czując podmuchy wiatru jakie przepaści są tuż tuż obok stopni. Pod samymi kablami znajduje się “cmentarzysko rękawic”, możemy sobie wybrać jakieś, które ułatwią nam dalsza wspinaczkę. A jest ona dość wymagająca i przede wszystkim zwyczajnie straszna.
Sierpniowe, nocne, kalifornijskie niebo pełne jest spadających gwiazd, a deszcz meteorytów akurat miał swoje szczytowe nasilenie. A my zazwyczaj patrzyliśmy tylko pod nogi, kurczowo trzymając się lin ledwo kontem oka dostrzegaliśmy piękno nocnego nieba.
Polecam mieć suche rzeczy na przebranie, bo na szczycie naprawdę wieje, a byliśmy cali mokrzy od intensywnej wspinaczki. Wejście zajęło nam koło 6 godzin. Wkrótce ukazał się nam spektakularny wschód słońca. Cień Half Dome’u powoli przesuwał się po znajdującym się 1400 metrów niżej dnem doliny. Gdy siądzie się na krawędzi, a nogi dyndają nad taką przepaścią to coś niesamowitego. Widoki są wspaniałe, stopniowo nadchodzą kolejni turyści, na początku mieliśmy szczyt tylko dla siebie.
Zejście w dół
W końcu nastał ten moment, że trzeba było zejść po niemal pionowej ścianie z powrotem. Szlak w dół obfitował w przepiękne krajobrazy. Pomimo ogromnego zmęczenia po nieprzespanej nocy i długiej wspinaczce, cieszyliśmy się widokami. Końcowy fragment szlaku to tzw. Mist Trail. Odcinek biegnie wzdłuż rzeki, a wodospady sprawiają, że na drogę nie ustanie spada wilgotna mgiełka, towarzyszą jej liczne tęcze. Można podejść pod same wodospady Nevada i Vernal. Cudowny fragment szlaku.
Podsumowując szczyt Half Dome i wiodący na niego szlak są po prostu niesamowite!